Jednostka Oświatowa Samorządu Województwa Śląskiego

,,O potrzebie pisania..."

19 lutego 2018

Bardzo już dawno nie napisałem tekstu, który nie byłby sprawozdaniem, opinią, oceną, ankietą, czy też innym jałowym, pozbawionym przyjemności tworzenia produktem. A przecież pisanie jest naturalną potrzebą mojego mózgu i sumienia. Można się powymądrzać, pochwalić erudycją, w zawoalowany sposób dopiec otaczającej mnie rzeczywistości, lub absolutnie wprost dowalić i czekać na reakcję. Odbyłem właśnie rozmowę z matką szesnastoletniej dziewczyny, która przestała sobie radzić z dzieckiem i chce je umieścić w placówce, najlepiej naszej. Zestaw jest dość standardowy: trzecia klasa gimnazjum, dopalacze, alkohol, ucieczki z domu i absolutna bezsilność rodzica, który nagle (w relacji matki) budzi się w innym świecie. Świecie, w którym policja przyprowadza w kajdankach dzieciaka do domu, strach nie opuszcza rodzica w dzień i noc, niepewność siedzi na ramieniu i każe się zastanawiać – co spieprzyłem w przeszłości?

 

Trudno być rodzicem.

Trudno być rodzicem?

To jakże trudno być dzieckiem? Dorośli w pewnym momencie przestają cię rozumieć. Patrzą na ciebie albo jak na słodkiego pięciolatka, którym przestałeś być dziesięć lat temu, albo jak na kosmitę z planety  „O żesz kurna, jam to spłodził?”. Nawet Oskar z książki E.E Schmitta, nad wyraz mądry i wrażliwy dzieciak bał się dorastania nastolatka i dzięki sprytnemu zabiegowi załatwił temat w dobę, a i tak nie było mu łatwo. Musiał się całować i połknąć cudzą gumę do żucia.

Nie jest łatwo dorosłym i dzieciom. Tak skonstruowaliśmy strukturę społeczną dorastania, że jest oparta na niezrozumieniu i buncie, bo niezrozumienia to wstęp do buntu. Źle? Dobrze? To chyba nie ma znaku. Trza przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza i próbować się odnaleźć w roli. Dorośli, szczególnie w naszych czasach, gdzie dwadzieścia, trzydzieści lat to kosmiczna przepaść technologiczno –obyczajowa, próbują swoich wyświechtanych sztuczek typu – „dziecko jak ja byłem w twoim wieku…”. Swoją drogą, gdy staram się wytłumaczyć ośmioletniemu Miłoszowi jak świat wyglądał, gdy byłem w jego wieku, zwykle patrz na mnie z politowaniem, poza jedna opowieścią. Opowieścią o śniegu i zimie. Wtedy widzę coś jakby zazdrość. I tu Cię mam, synku. No ale wszystko inne traktuje bardziej jak baśń, która nie ma racji bytu nawet w świecie PS4.

Wracając do tematu, jesteśmy dorośli ale nasze doświadczenie często psu na budę. Staramy się, wysilamy, nawet zakładamy, że zanim zaczniemy się drzeć, wykażemy się cierpliwością i tolerancją. I co? Każdy z nas wie, jak wychodzi. Czasem się uda, albo wydaje się, że osiągnęliśmy porozumienie a już po osiemdziesięciu sekundach… To tak jak z oglądaniem polskich sportowców na olimpiadzie zimowej. Nadzieja a potem niesmak. Wszak Stoch jest tylko jeden.

A dzieci nasze w kontrze do nas? Pewno też chciałby zrozumieć i być zrozumianymi. Zrozumieć dorosłych z całym naszym sztafażem rad, pouczeń, władzy i deklarowanej dobrej woli. Trudne zadanie, nawet jeśli się mocno kocha. A być zrozumianymi? To wielka potrzeba każdego człowieka, niezależnie od wieku. Nastolatka przede wszystkim. A zrozumienia oczekuje każdy ze swej perspektywy. I znowu wracamy do początku. Jak zrozumieć młodego człowieka, żyjąc w absolutnie innym świecie, w innej perspektywie?  Niewiele tu dobrych i złotych rozwiązań. Jedyne co uważam za skuteczne, to pytać i słuchać odpowiedzi. Pytać i słuchać. Pytać i słuchać. Nie komentować, nie wymądrzać się. Pytać i słuchać odpowiedzi.

Może zrozumienie przyjdzie na zasadzie objawienia?

Galeria

  • Powiększ zdjęcie